Moja zdecydowanie lepsza połówka, jeszcze jako uczennica LO, skracała sobie drogę na przystanek i została napadnięta. Ponieważ w owym czasie nie miała pojęcia kim jest poseł Dziewulski, ani nie znała porad ekspertów, zamiast grzecznie spełniać polecenia bandyty zaczęła się bronić. Dziś moja żona jest silną zdecydowaną kobietą, która walczy o swoje. Gdyby wtedy znała rady ekspertów, a jeszcze do tego (nie daj Boże) się do nich zastosowała, byłaby kolejną ofiarą gwałtu ze złamaną psychiką. Przykre po tym wszystkim były słowa życzliwej policjantki, która poradziła jej "wie pani co, tego może lepiej nie wpisujmy w raport".
Otóż gdy moja "jeszcze nie żona", zamiast grzecznie się poddać, stawiła opór, to bandyta, wbrew opiniom "ekspertów przez duże CH", wziął nogi za pas. A wściekła niedoszła ofiara krzyczała za nim "ty sk...nu, znajdę cię i zabiję". Policjantka spisująca raport udzieliła jej najlepszej możliwej rady. Gdyby to się znalazło w raporcie, to w przypadku złapania bandyty (co zresztą nie nastąpiło), mógłby on ją oskarżyć o groźby karalne. Co więcej on mógłby się tłumaczyć głupim żartem, w sytuacji gdy ona sama, składając zeznania, przyznała się do przestępstwa.
Wnioski z tego są oczywiste: Po pierwsze nasze prawo, jeśli chodzi o obronę, jest do bani. To na ofierze ciąży obowiązek prawidłowej oceny zagrożenia i takiego działania, by środki obrony były adekwatne do zagrożenia. Teoretycznie może tłumaczyć się strachem, ale już nie raz sędzia uznał, że strach wcale nie był aż tak uzasadniony. Ponadto w momencie gdy bandyta uciekał, już nie było napaści to i groźby były niepotrzebne. Po drugie drogie panie. pluńcie na ekspertów i się brońcie. Najlepiej chwytając za broń. Możecie też poprzeć inicjatywę ROMB "Zmieńmy Zasady Obrony Koniecznej"
"Właściciele broni muszą sobie coś zrekompensować" Ja rekompensuje sobie to, że jestem słabsza i mniejsza niż większość bandytów |
A dlaczego akurat za broń? Amerykanie mają takie powiedzenie, że może i Bóg stworzył ludzi, ale to Samuel Colt uczynił ich równymi. Przeciętna nieuzbrojona kobieta, zawsze jest na przegranej pozycji w starciu z nieuzbrojonym mężczyzną. Natomiast jeśli ma broń, to w najgorszym dla niej przypadku szanse są równe a stawka na tyle wysoka, że bandyta rezygnuje
I nie jest to zwykłe życzeniowe myślenie, ale teza podparta liczbami. Szacuje się, że samo pokazanie broni uspokaja bandytę w 90 przypadkach na 100. W pozostałych 9 trzeba wystrzelić w powietrze, a w jednym niestety w bandytę. Ponieważ takie zdarzenia często są nawet nie zgłaszane, te liczby pozostają szacunkami, natomiast dysponujemy innymi statystykami. Np badania przeprowadzone pod koniec lat 70-tych w 26 amerykańskich miastach wykazały, że jeżeli gwałciciel atakuje kobietę, a ta jest uzbrojona w pistolet lub nóż, zaledwie w 3% przypadków udaje mu się dokonać gwałtu. Gdy kobieta jest bezbronna odsetek ten wynosi 32%. Gdy w 1966 roku fala gwałtów zalała Orlando, kobiety zaczęły masowo kupować broń. Lokalne media, by uniknąć przypadkowych postrzeleń, dofinansowały organizowane przez policję kursy bezpiecznego posługiwania się nią. W kursach wzięło udział 3000 kobiet. W efekcie w roku 1967 Orlando było jedynym miastem w USA liczącym ponad 100 000 mieszkańców, gdzie przestępczość zamiast rosnąć spadła.
Mamusia nie wychowała ofiary |
A co z innymi metodami?
Proponowałbym odłożyć na bok pomysły totalnych kretynów, polegające na dokonaniu autoupokorzenia, dla zniechęcenia napastnika. Nie znalazłem informacji, jak często zsikanie się w majtki rzeczywiście uratowało kobietę, ani jaki odsetek napadniętych kobiet jest w stanie to zrobić "na żądanie", niemniej jednak uważam, że dla własnego dobra autor tej koncepcji powinien niezwłocznie stawić się w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji. Ale popularne "gwizdki gwałtu"? W sensie, że w razie napadu należy zagwizdać i wtedy ktoś przybiegnie na pomoc?
"Gwizdek gwałtu"? Mam jeden. Jest bardzo głośny. |
Nie mamy danych odnośnie samych gwałtów, natomiast niejaki Don B. Kates jr. przeanalizował 35 mln przestępstw dokonanych w latach 1979-1985 i ustalił ponad wszelką wątpliwość, że w przypadku ogólnie rozumianych napadów (wliczamy w to napady rabunkowe, pobicia, gwałty itp) broń palna jest najlepszym możliwym rozwiązaniem. W przypadku 475 tysięcy napadów, osoba broniąca się użyła broni palnej i tylko w 30% napad się udał. Co więcej w zaledwie 13% przypadków ofiara odniosła jakiekolwiek rany.
Natomiast w przypadku wzywania pomocy, sytuacja wygląda gorzej. Aż 63,9% napadów się udaje i w aż 42% przypadków ofiara zostaje zraniona. I wyniki można uznać za wiarygodne, gdyż przeanalizowano aż 5,9 mln napadów. W Polsce, kraju gdzie przepisy dotyczące samoobrony wyglądają jak wyglądają, szansę że ktoś zaryzykuje ciąganie po sądach i naprawdę przybiegnie pomóc, są jeszcze mniejsze. Dlatego kobiety które są pewne, że nigdy nie zmuszą się do trzymania broni, powinny pamiętać, by w razie czego krzyczeć "pali się", lub coś podobnego, by ewentualny pomocnik poczuł, że to i jego problem.
Pozostałe powinny naprawdę rozważyć pozwolenie na broń do celów sportowych - pozwala na noszenie broni, a jednocześnie komenda nie ma możliwości odmówić wydania go, gdy wnioskodawca spełnia ustawowe warunki. O tym, jak to osiągnąć skrótowo pisałem tu, a bardziej szczegółowo i rozwlekle tutaj.
Jednocześnie wierzącej części moich czytelników pragnę przypomnieć tezę postawioną przez jednego z Filadelfijskich kaznodziei, jeszcze w 1747 roku - głosił on, że życie jest darem od Boga, w związku z powyższym zaniechanie samoobrony jest równoznaczne z samobójstwem - człowiek który się nie broni, oddaje swoje życie w cudze ręce. Czy można to usprawiedliwić? Pozostałym czytelnikom do przemyślenia polecam ten tekst
Pistolet dla kobiety? dla samoobrony, jeśli jest pozwolenie to czemu nie. Tylko w domu trzeba odpowiednio przechowywać www.sejf-szafanabron.pl/ takie sejfy to będzie dobry wybór.
OdpowiedzUsuń