Strony

sobota, 3 stycznia 2015

Jaskiniowcy i Ameryka, czyli refleksje po wyprzedażach.

         Taaaak... poświąteczne wyprzedaże...
         Istnieje teoria, że dawno dawno temu, gdy nasi przodkowie umilali sobie wieczory narzekaniem na cieknący strop w jaskini, odkrywali możliwości nowinki technicznej jaką był ogień, oraz uszlachetniali sztukę graffiti, ewolucja szczególnie premiowała dwa rodzaje zachowań.

            Otóż jeżeli mężczyzna natychmiast po upolowaniu czegokolwiek dostarczał to do jaskini, rosły szanse, że jedzenie nie zgnije, a jego kobieta i potomstwo będą zdrowsi i lepiej odżywieni (a także, mając ojca po swojej stronie, bardziej odporni na zagrożenia).
    A najlepiej polowali ci mężczyźni, którzy do upolowanego mięsa jedli starannie wyselekcjonowane przez kobietę-zbieraczkę owoce. Mówiąc brzydko, jeżeli kobieta brała z drzewa jak leci, to polowanie utrudniała mu zwyczajna biegunka, a przez to rodzina zaczynała głodować.
       Dlatego dziś wszyscy jesteśmy potomkami szybkich myśliwych i skrupulatnych kobiet. A najłatwiej zauważyć to właśnie w okresie wyprzedaży, gdy po galeriach handlowych za rozpromienionymi kobietami, które w końcu znalazły się w "owocowym raju", powłóczą nogami osowiali mężczyźni, nie bardzo rozumiejący, czemu mają znosić te cierpienia, skoro już upolowali to co konieczne. i powinni już nieść ten upolowany łup, do jaskini z wielkiej płyty.

Pozbądź się tego kretynie. Nie słyszałeś o zakazie posiadania kamieni szturmowych?



      Ponieważ ja wierzę w ewolucję i akceptuję fakt, że taki mechanizm istnieje i dobrze się sprawdza, pozwoliłem mojej zdecydowanie lepszej połówce spokojnie wybierać najbardziej dojrzałe kosmetyki, a sam w tym czasie postanowiłem upolować coś do czytania. I trafiłem na "Wałkowanie Ameryki " Marka Wałkuskiego. I tu pojawia się powód, dlaczego ten akurat tekst ląduje na tym właśnie blogu. Marek Wałkuski jeden z rozdziałów poświęcił broni palnej. I co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, przedstawił temat wyjątkowo obiektywnie.
Wałkowanie Ameryki
Okładka do wypatrzenia ;)
      Po pierwsze zauważył, jak bardzo rozbrojona jest Polska. Po drugie stwierdził sam, jak wielką frajdą jest strzelanie na strzelnicy. A po trzecie zadał sobie pytanie, jak to się dzieje, że on nie tylko nigdy nawet nie słyszał strzałów na ulicy, ale i nie zna nikogo kto słyszał. Jest to tym bardziej wartościowe, że autor w przeciwieństwie do mnie nie staje od razu po jednej ze stron. Co ważne przytoczył argumenty obydwu stron debaty, a także zauważył, że jednak większość ofiar śmiertelnych postrzeleń to samobójcy.

         Szczególnie pouczająca jest rozmowa z dwoma kobietami, którą pozwolę sobie tu przytoczyć:

   - Ja sama mam w domu dziewięć pistoletów - mówi Deborah.
   - Aż tyle? A gdzie je trzymasz? - dopytuję z niedowierzaniem
   - Dwa obok łózka, pięć w szafce na broń, jeden koło kominka, jeden przy drzwiach wejściowych... - kobieta zastanawia się chwilę, po czym poprawia się. - Chyba jednak tych pistoletów  jest więcej. No tak, mam ich jedenaście. Zapomniałam o tych w garderobie. Te, które trzymam obok łóżka, są naładowane - gotowe do strzału.
   Kiedy Deborah liczy swoją broń, Mary patrzy na nią z podziwem.
   - Ja nie mam własnej broni, ale mój mąż ma trzy sztuki - strzelbę i dwa pistolety. Nie uważam by powszechna dostępność broni była źródłem tej tragedii. Liczy się to, jak ktoś jest wychowywany i czy jest podatny na wpływy telewizji pokazującej morderstwa i śmierć - stwierdza z przekonaniem.
   - W konstytucji mamy zagwarantowane prawo do posiadania broni. Jeśli ktoś zechce popełnić zbrodnię, to i tak znajdzie sposób. Kontrola dostępu do broni nie przyniesie niczego dobrego - uzupełnia Deborah, po czym podaje koleżance zapalony znicz. 

      Deborah i Mary były pracownicami administracyjnymi Virginia Tech a cała rozmowa odbyła się w trakcie uroczystości ku pamięci ofiar masakry, która miała tam miejsce. Marek Wałkomski przytomnie również zauważa, że o ile w Europie rządy przekonują ludzi, że ograniczenie wolności jest dla dobra społecznego, o tyle w USA te argumenty nie bardzo się przyjmują, gdyż tam większa wagę przykłada się do praw jednostki.  Ostatecznie "Jak wytłumaczyć bezbronnej kobiecie, która pracuje w niebezpiecznej dzielnicy, że jeśli zostanie zgwałcona, to stanie się tak w imię szeroko rozumianego dobra społecznego?"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz